piątek, 10 stycznia 2014

Dzień kiedy straciliśmy Naszą córcię był najgorszym dniem jaki tylko mógł Nas spotkać...
Kolejne dni to załatwianie mszy, pochówku... 
Nie zapomnę jak kupowaliśmy ubranko Nikolce i wybierając sukieneczkę sprzedawczyni powiedziała " a to na jakieś przyjęcie ta sukieneczka?" - wiem, nie wiedziała.
Za chwilę się spostrzegła i zapytała czy to dla tej dziewczynki która zmarła. 
Kolejny sklep tym razem obuwniczy wybrałyśmy sandałki zastanawiałyśmy się czy będą dobre. Sprzedawczyni była bardzo uprzejma proponując że można wymienić jak będą cisnąć...
Nadszedł dzień kiedy pożegnaliśmy Nikolkę, siedzieliśmy przed białą trumienką nie mogąc uwierzyć że śpi w niej nasza córeczka to wszystko było jak zły sen...
Te dni najchętniej wykreśliła bym z pamięci a jeszcze bardziej wolała bym aby nigdy nie nadeszły.

...

Niedługo później dostałam pracę, poznałam cudownych ludzi których bez wątpienia mogę nazwać przyjaciółmi to dzięki nim udało mi się przetrwać ten trudny czas... Najgorsze były powroty do domu. Kiedy tylko przekroczyłam próg wychodząc z pracy uderzała we mnie ogromna rozpacz nie chciało wracać się do domu... Myśl że nie usłyszę mojej córci "O! Jemapa! Mama!" że już Jej nie ma, że nie czeka na mnie...
Nie było mojego dziecka, był Paweł który również cierpiał tak samo jak i ja...

Często się zastanawiam dlaczego? Czy dla Boga aż takie znaczenie ma kolejny Aniołek?
Czy moja córcia jest szczęśliwa? Czy przypadkiem nie cierpi tak jak ja? Bo przecież przez kilka dni dusza człowieka jest między ludźmi może chciała coś powiedzieć, przytulić? A ja nie mogłam zobaczyć usłyszeć ani dotknąć? 
Mam przed oczami ostatnie chwile z Nikolką.
Wspomnienia, zdjęcia, filmiki cały dorobek Jej krótkiego życia. To wszystko co Nam pozostało.
Codziennie jestem na cmentarzu i zapalam światełko, codziennie powtarzam jak bardzo Ich kocham.

Pobyty w szpitalach, poznałam mnóstwo cudownych ludzi z którymi kontakt mam do dziś każdemu dziecku kibicuję aby było zdrowe i mogło przeżyć swoich rodziców. 
Mimo iż już serduszkowe choroby już mnie nie dotyczą to ten temat jest ogromnie mi bliski, często zastanawiam się co tam słychać na kardiologii? Wspomnienia przychodzą same te lepsze i gorsze... Jak by nie było szpital był Naszym drugim domem.
Tutaj link http://dziendobry.tvn.pl/wideo,2064,n/dzieci-z-wada-serca,3107.html do filmiku wypowiadają się lekarze w tym profesor który operował moje dziecko. Nie mam do Niego żalu wiem że zrobił wszystko co mógł wiem, że walczył do ostatniej chwili...





o Nikoli 09.09.2009 

Zakapiorek nasz malutki nie opuści Luxa budki, nawet jemu radę da, Nikuś mała ha ha ha.(;-DDD Ciotka Krystyna na łeb spadła coś się stało nawet jej wierszem pisze o je jej. I nie lubię takiej baby co na górze mnie postawi, trzyma mocno za me fraki, a ja nie chcę, ja chcę sama i na nóżkach, na barana zajrzeć wszędzie, dotknąć wszystko, poznać dom, a nade wszystko świat co w koło się roztacza, taka moja mała praca. No i chodzę?... no i chodzę! nic nie stanie mi na drodze, na dwóch nóżkach pójdę w świat, to zwycięstwo dwuch mych lat. Paweł z Renią się spiknęli i początek mój zaczęli. Pojawiłam się na świecie ze swym zdrowiem niezbyt-wiecie. Ciężkie chwile na mnie spadły i doktory mnie dopadły, lecz choć okruszynkam mała, dzielnie radę im dawałam. W Wołominie już nie mogli, do Warszawy więc powiodli stamtąd trafiam aż do Łodzi, gdzie prym Moll wśród braci wodzi. Tak się zwinął z mym serduchem, że po czasie jakimś kruchem, mocno w sobie się zawzięłam i poznawać świat zaczęłam. Wszyscy byli mocno radzi, że się bardzo postawiłam... będę żyła? będę żyła!!!. później przyszła pora na innego już doktora, co się słuchem moim zajął, bym słyszało halo, halo... To Skarżyński drugi chwat - sprawił, że nie ogłuchł dla mnie świat. Pokonałam trudne chwile... Cieszą kwiaty i motyle, słonko co na niebie świeci, mamę, tatę oraz dzieci, babcię z dziadkiem i rodzinę. Ja nie zginę, ja nie zginę!!!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz